Zgodnie z planem miał projektować domy. Stworzył jednak projekt innej rzeczywistości, wypełnionej dźwiękami muzyki. Dziś, gra na ulubionej gitarze akustycznej nie ogranicza się do krótkich chwil po powrocie do domu, lecz stała się realną częścią jego pracy. Komponowanie, tworzenie muzycznych projektów, prowadzenie lekcji gry na instrumentach, czy dzielenie się swoją pasją i doświadczeniem na kanałach mediów społecznościowych - to jego codzienność. Wciąż rozwija swoją muzyczną firmę AkuGitara, dla której kilka lat temu porzucił posadę architekta. Czy było warto? Jak wyglądała jego droga do miejsca, w którym aktualnie się znajduje? Dlaczego muzyka została jego największą pasją i czy jest w jego życiu coś, co może się z nią równać? Poznajcie Bartka Kielisia – producenta muzycznego, kompozytora, aranżera, twórcę serii kursów gry na gitarze akustycznej oraz założyciela projektu AkuGranie.
Spotykamy się z Bartkiem w przytulnym mieszkaniu, które wynajmuje razem z żoną Karoliną. Delikatne kolory wnętrza stanowią tło dla wielu rodzinnych zdjęć w ozdobnych ramkach i rozstawionych we wszystkich możliwych kątach instrumentów: pianino, cajon, gitary i ich opasłe futerały, a nawet małe ukulele. Jest i duże biurko z elektronicznym sprzętem – domowe królestwo Bartka i centrum dowodzenia jego firmy. Można dostrzec również muzyczny zegar ścienny w formie koła kwintowego, który na pewno spodobałby się każdemu pasjonatowi muzyki. Prezentuje mi to wszystko z uśmiechem. Siadamy do rozmowy, dzierżąc w rękach kubki ciepłej herbaty.
Natalia: Kiedy jesteśmy dziećmi, nasza rzeczywistość zdaje się być w sposób naturalny wypełniona marzeniami o przyszłości. O czym marzył kilkuletni Bartek? Kim chciał zostać w przyszłości, gdy dorośnie? Czy już wtedy podejrzewał, że jego życie zwiąże się z muzyką?
Bartek: Gdy sięgam pamięcią do najwcześniejszych lat dzieciństwa, przypominam sobie marzenia, które niespecjalnie odbiegały od tego, czego zwykle pragną mali chłopcy. Wtedy wizja bycia strażakiem lub kierowcą rajdowym, wydawała się bardzo atrakcyjna i miała odzwierciedlenie w przedszkolnych zabawach z kolegami. Muzyka pojawiła się dopiero na późniejszym etapie moich zainteresowań. Pewnym „początkiem” w tym temacie, okazał się komunijny prezent – mały keyboard, na którym zacząłem grać swoje pierwsze piosenki. Pamiętam, że bardzo mi się to spodobało. Układałem proste akordy – choć wtedy nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, czym one są. Intuicyjnie podobała mi się harmonia, kombinacja niektórych klawiszy. Bawiłem się instrumentem i jednocześnie odkrywałem świat muzyki. Byłem w to na tyle zaangażowany, że rodzice postanowili zapisać mnie na lekcje pianina pod okiem kogoś doświadczonego.
Natalia: Swoją muzyczną drogę rozpocząłeś zatem od pianina. Widzę w tym pomieszczeniu jednak kilka różnych instrumentów. Grasz na każdym z nich? Który jest twoim ulubionym?
Bartek: Tak, gram na wszystkich instrumentach, które można tu znaleźć. Jak już wspomniałem, pianino jest pierwszym instrumentem, na którym nauczyłem się grać. Po długim czasie zaniedbań – przez kilka lat nawet nie miałem dostępu do tego instrumentu, znów odkrywam je na nowo. Jakiś czas temu, za sprawą mojej żony, pojawiło się tu ukulele. Można dostrzec również cajon – bardzo niepozorny, ale ciekawy instrument perkusyjny. Są oczywiście i gitary. Gitara elektryczna jest dla mnie jeszcze nie do końca odkryta, ale mocno mnie inspiruje i w tym roku planuję rozwijać się w technice gry na tym instrumencie. Biorąc pod uwagę ilość lat, które poświęciłem na naukę gry na instrumentach, gitara akustyczna jest dla mnie oczywiście najbardziej komfortowa i „znam się z nią” najlepiej. Planuję rozwijać się dalej. Myślę o instrumentach perkusyjnych i basie. Perspektywy są szerokie. Nie chcę trzymać się tylko jednego instrumentu, skoro każdy daje tak wiele różnych możliwości.
Natalia: Jesteś absolwentem Politechniki Wrocławskiej. Wiele lat pracowałeś w zawodzie architekta i doszedłeś w nim do pewnego poziomu stabilizacji. Co skłoniło Cię do zmiany?
Bartek: Wrócę myślami do czasów liceum i pierwszych poważnych decyzji, związanych z wyborem ścieżki zawodowej. Decydowałem wtedy jaki kierunek studiów podjąć. W moim najbliższym otoczeniu wiele mówiło się o tym, że „po studiach muzycznych nie ma pracy”, więc po racjonalnej ocenie tematu, zacząłem szukać uczelni, która docelowo zagwarantuje mi pewne zatrudnienie. Nadmienię, że oprócz predyspozycji muzycznych, przejawiał się u mnie także talent plastyczny, który łatwiej było połączyć z czymś takim jak studia inżynierskie. Udałem się na kurs rysunku technicznego, gdzie moje umiejętności zostały zaaprobowane przez profesora prowadzącego zajęcia. Wybrałem architekturę, choć wtedy nie miałem pojęcia jak wygląda i na czym tak naprawdę polega praca architekta. Bynajmniej nie tylko na rysowaniu – jak mi się wówczas wydawało… Studia jednak ukończyłem, miałem umiejętności, predyspozycje i bez problemu znalazłem pracę w zawodzie, choć absolwentom architektury nie zawsze jest, aż tak łatwo na samym starcie. Co więcej, gdy warunki w danej firmie mi nie odpowiadały, zmieniałem je na lepsze – przyjmując ofertę innego pracodawcy. Jakby ten problem „początkującego architekta” w ogóle mnie nie dotyczył. Pracowałem i choć architektura dawała mi coraz większy poziom finansowej stabilizacji, zacząłem odkrywać, że… wracam myślami do marzeń o muzyce. Równocześnie zauważałem te obszary mojej pracy na etacie, które mi nie odpowiadały: wykonywanie zadań pod presją czasu czy podporządkowywanie się pewnym decyzjom. Powróciło pragnienie tworzenia własnych projektów. Równolegle do pracy zawodowej, angażowałem się aktywnie w organizację dużych koncertów kolęd, co było dla mnie bardzo satysfakcjonujące. W dziedzinie architektury nie do końca mogłem realizować swój talent twórczy. Chciałem mieć coś, co będzie „moje”. I coraz bardziej to „moje” zaczęło korespondować z muzyką, aż finalnie – choć nie od razu, doprowadziło mnie to do pomysłu założenia własnej działalności, zupełnie niezwiązanej z architekturą.
Natalia: Czy rozważałeś możliwość łączenia obydwu profesji? Architektury i działalności muzycznej?
Bartek: Przez pewien czas próbowałem to robić. Odczuwałem jednak, że w takim układzie mam zbyt mało czasu na realizację muzycznej pasji. Zmęczenie po godzinach pracy w biurze często przeważało nad chęcią ćwiczenia gry na instrumencie. Dni mijały. W pewnym momencie zrozumiałem, że mógłbym zrobić dla mojej muzycznej pasji o wiele więcej, gdybym nie był związany pracą na etacie. Architektura stała się więc na pewnym etapie barierą, aby móc się dalej muzycznie rozwijać. Owszem, dawała mi stabilizację finansową, ale postanowiłem korzystać z niej do momentu zgromadzenia wystarczającej ilości środków – potrzebnej na założenie własnej działalności.
Natalia: Pracowałeś jako architekt, ale muzyka wciąż była wyraźnie obecna w twoim życiu. Gdzie zdobywałeś wiedzę i doświadczenie, skoro ścieżka twojej muzycznej edukacji nie została skierowana na progi Akademii Muzycznej?
Bartek: Dość przełomowym momentem było dla mnie zaangażowanie się w studencką grupę muzyczną, działającą przy Duszpasterstwie Akademickim Redemptor we Wrocławiu. Tam znalazłem swojego mentora muzycznego – gitarzystę Dawida. Był takim muzykiem, jakim ja chciałem się stać. Chciałem mieć takie umiejętności gry, jakie on posiadał. Wspólna gra z Dawidem i innymi gitarzystami, bardzo mnie rozwijała. Czułem się przy nim wtedy bardzo mało uzdolniony, miałem świadomość braków, ale samo obcowanie z kimś, kto grał ode mnie lepiej, podpatrywanie jego stylu gry, ciekawe rozmowy o muzyce – było dla mnie rozwijające i pokazywało szersze rejony muzyczne, w które chciałem dotrzeć. Wtedy zaczynałem wierzyć, że mogę to zrobić. Zacząłem również słuchać bardziej wysublimowanej muzyki, takiej jak jazz. Chodziłem na koncerty profesjonalnych muzyków. Słuchałem płyt najlepszych gitarzystów na świecie, które dostarczały mi ogromu inspiracji. Muzyka gitarowa mocno się wtedy we mnie zakorzeniła. Kolejny etap – po studiach i opuszczeniu Duszpasterstwa Akademickiego, wiązał się z założeniem pierwszego zespołu muzycznego, który osiągnął swój niemały sukces, a mianowicie zajęcie drugiego miejsca na Przeglądzie Piosenki Studenckiej „Pryzmat” w Legnicy. W tym momencie nadmienię, że pierwsze miejsce zajął zespół profesjonalny, nagrywający swoje własne płyty. My byliśmy debiutującymi amatorami, którzy spotkali się kilka razy na próbie i spróbowali zaprezentować się w konkursie. Było to dla mnie potwierdzenie, że pomimo braku muzycznego wykształcenia, nie musimy mieć kompleksów i możemy odnosić sukcesy. Równolegle na tym etapie mojej muzycznej drogi, angażowałem się w organizację dużych koncertów kolęd – o czym wspomniałem już wcześniej, To były całkiem spore przedsięwzięcia wymagające dużego nakładu pracy i zaangażowania wielu osób – od muzyków po nagłośnieniowców. Aby styczniowy koncert mógł dojść do skutku, próby rozpoczynaliśmy… już w sierpniu. Kiedy jednak i ten etap minął, zdecydowałem pojechać na Spotkanie Młodych w Wołczynie. Napisałem wcześniej do zespołu Play&Pray – wchodzącego w skład tamtejszej scholi, wiadomość z pytaniem, czy mogę do nich dołączyć, zapewniając przy tym o moich umiejętnościach śpiewu i gry na gitarze.
Natalia: Myślę, że musiałeś czuć się na tym etapie dość pewny swoich zdolności, skoro wystosowałeś do grupy muzycznej tak śmiałą propozycję…
Bartek: Tak, ale chyba tylko dlatego, że pisząc wiadomość, nie wiedziałem jeszcze kto tam będzie grał (śmiech). Byłem uczestnikiem wcześniejszej edycji Spotkania Młodych i oceniałem poziom zespołu muzycznego jako wysoki. Nie podejrzewałem jednak, że skład sekcji instrumentalnej Wołczyńskiej Scholi, mocno zmienił się od tamtego czasu i jeszcze bardziej zyskał na poziomie muzycznej jakości. Tworzyli ją różni muzycy – głównie studenci znakomitych uczelni muzycznych, takich jak słynna Katowicka „jazzówka”.
Natalia: Powiedz zatem koniecznie czy odpowiedzieli na twoją wiadomość i czy pozwolili Ci zagrać razem z nimi na jednej scenie?
Bartek: Odpowiedzieli. Niestety, negatywnie, uzasadniając to kompletem osób w sekcji instrumentalnej, ale… dopisali, abym zabrał ze sobą swoją gitarę. Spakowałem ją razem ze wzmacniaczem i innymi potrzebnymi dodatkami. Na miejscu zostałem przydzielony do chóru i byłem mocno zawiedziony, że nawet nie dano mi szansy zaprezentować swoich umiejętności gry na gitarze. Moje rozgoryczenie nie uszło uwadze dyrygentki chóru. Uznała, że mogę spróbować swoich sił w sekcji instrumentalnej podczas odbywającej się w kościele modlitwy. Graliśmy akustycznie – co oczywiście bardzo mi odpowiadało. Pamiętam, że zaraz po tym wydarzeniu, zostałem zaproszony przez muzyków Play&Pray do wspólnego grania razem z nimi, na jednej scenie. Szczęśliwym trafem… brakowało im gitarzysty akustycznego.
Natalia: To brzmi jak uśmiech losu! Mogłeś do końca wydarzenia grać w sekcji instrumentalnej?
Bartek: Tak, całą resztę Spotkania Młodych. Oczywiście nie wszystkie utwory. Czasem zostawiałem mojego akustyka i dołączałem do sekcji tenorów w chórze, ale tak, miałem tą przyjemność, aby grać na scenie tego wydarzenia.
Natalia: Czy stojąc u boku tak utalentowanych muzyków, nie czułeś żadnej presji?
Bartek: Większość z nich jest teraz znakomitymi i rozpoznawalnymi wykonawcami muzyki chrześcijańskiej. Mój stres był wtedy ogromny. Zdarzało mi się czasem mylić akordy, zwłaszcza gdy sam miałem zacząć jakiś utwór. Nie zakończyło się to jednak katastrofą. Nikt nie kazał mi zejść ze sceny. Tamto wydarzenie było krokiem milowym na mojej muzycznej drodze. Gdy stałem wtedy na scenie i grałem swoje partie, czułem, że „to jest moje miejsce i to, co chcę robić”. Pamiętam również słowa gitarzysty z zespołu Play&Pray, które miały dla mnie ogromne znaczenie: „Bartek, ty powinieneś być muzykiem!”. To było dla mnie niezwykle ważne doświadczenie i potwierdzenie, że muzyka to dobry kierunek. Tym bardziej, że na kolejną edycję Spotkania Młodych… zostałem zaproszony przez zespół do ponownego grania.
Natalia: Skąd wziął się pomysł na założenie takiego projektu jak AkuGranie?
Bartek: Moje wypalenie w sferze zawodowej było w pewnym momencie bardzo duże. Usilnie pytałem samego siebie: co dalej? Począwszy od roku 2013, przez kolejne dwa lata, spisywałem swoje pomysły na własną działalność. Przewidywałem, że może mi być ciężko utrzymać się z samego grania, szukałem zatem sposobu na połączenie muzyki z czymś „jeszcze”, abym miał coś, z czego będę mógł się utrzymać. Ciążyła mi trochę jeszcze zbyt mała pewność siebie. Znalazły się na szczęście wokół mnie osoby, które były przychylnie nastawione do moich planów poważniejszego związania się z muzyką i wspierały mnie. Wspomnę tu moją koleżankę Asię – wokalistkę, która jako pierwsza podsunęła mi myśl o wspólnym nagraniu jakiegoś coveru i opublikowania go na kanale YouTube. Wtedy nie byłem jednak zupełnie przekonany do tego pomysłu. Moje nastawianie zmieniło się, gdy niedługo potem poznałem Maćka Czemplika i jego działalność w przestrzeni internetu. Byłem pod wrażeniem jego gitarowych interpretacji wielu utworów i formy nagrań. Zobaczyłem, że można to robić naprawdę interesująco i dobrze. Nawiązałem z Maćkiem kontakt, poznałem go osobiście i zainspirowałem się jego podejściem do muzycznej działalności. Ostatecznie nagraliśmy z Asią utwór „Autumn Leaves” Evy Cassidy, który stał się pierwszym coverem opublikowanym na kanale AkuGranie. Obawialiśmy się oczywiście fali krytyki, więc staraliśmy się go dobrze dopracować. Nagranie, któremu poświęciliśmy tak dużo czasu, nie zostało skrytykowane, ale… nie wzbudziło również zbyt wielkiego zainteresowania. Zainteresowanie rosło jednak z każdym nowo opublikowanym nagraniem. To był dla mnie wystarczający sygnał, aby spróbować to kontynuować.
Jednocześnie, wciąż planowałem, układałem, tworzyłem w głowie coraz bardziej konkretną wizję swojej firmy. Zdecydowałem się nawet na test predyspozycji StrengthsFinder czyli Test Gallupa, za którego pomocą można bardziej precyzyjnie przyjrzeć się swoim mocnym stronom i talentom. Za jego pomocą odkryłem, że mam silne predyspozycje do bycia nauczycielem, że mogę i chcę pracować z ludźmi, przekazując im swoją wiedzę. Nie ukrywam, że to podsunęło mi myśl o nauczaniu i stworzeniu kursu Solidne Podstawy Gry Akordowej. Inne cechy ukazane przez test, takie jak: chęć tworzenia, przewidywanie, planowanie – również utwierdziły mnie w przekonaniu, że budowanie własnej firmy to dobry kierunek.
Natalia: W swoich wypowiedziach dość często używasz takich słów jak: planowanie, przygotowanie, przewidywanie. Wyłania się z tego obraz bardzo poukładanego człowieka, który najpierw starannie planuje kolejne kroki zanim ruszy dalej i nie podejmuje zbyt pochopnych decyzji. Czy zgadzasz się z taką opinią?
Bartek: Zdecydowanie. Planowanie to u mnie mocno rozwinięta cecha. To błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Umiejętność planowania przydaje się w kontekście prowadzenia firmy. Bywa jednak kłopotliwa, kiedy okazuje się, że zbyt długo zastanawiam się nad podjęciem jakiejś decyzji, albo gdy chęć wpisywania wszystkiego w grafik i realizacji wyłącznie tego, co zaplanowane, stopuje mnie przed zrobieniem czegoś spontanicznego.
Natalia: Czy udaje Ci się zachować odpowiednie proporcje czasu poświęconego obowiązkom zawodowym i życiu prywatnemu? Czy w ogóle dostrzegasz tu jakiekolwiek ryzyko zacierania się granic pomiędzy rozwojem firmy – budowanej na twojej muzycznej pasji, a czasem, który powinien pozostać wolny od pracy?
Bartek: Oczywiście, zawsze istnieje ryzyko, że po założeniu firmy, zaburzą się w naszym życiu proporcje czasu, który poświęcamy jej rozwojowi, rodzinie, przyjaźniom, czy innym ważnym sprawom. Pierwsze lata firmy wymagają dużego nakładu pracy. Efekty pojawiają się bardzo późno. Konieczna jest tu zatem cierpliwość. Wiara w to, że się uda. Niezwykle ważne są także bliskie osoby, które tą wiarę podtrzymują i dodają otuchy – zwłaszcza w czasie kryzysu. Nie odczuwam jednak tej sytuacji jako zagrożenie. Moja żona zawsze podkreśla, że odkąd skończyłem pracę na etacie, jestem o wiele bardziej radosny. Widać, że czuję się spełniony w tym, co robię. Uważam to za błogosławieństwo: móc spełniać swoje zainteresowania, które są jednocześnie moją pracą – przynoszącą mi dochód. Oczywiście pamiętam, że mój świat się nie kończy na firmie. Poświęcam jej rozwojowi dużo energii. Mam nadzieję, że za jakiś czas firma zacznie prosperować na tyle dobrze, że będę mógł nieco „zwolnić tempo”.
Natalia: Czy ciągłe zajmowanie się muzyką nie sprawia, że masz jej czasem trochę dosyć?
Bartek: Muzyki, póki co, nie mam nigdy dość. Szczerze mówiąc, muzyki jest mi wciąż za mało! Chciałbym mieć więcej czasu na grę indywidualną. Lekcje z uczniami – choć wiążą się z grą na instrumentach, wymagają ode mnie innego rodzaju skupienia. Muszę jednak przyznać, że przestrzeni na obcowanie z muzyką mam o wiele więcej niż w czasach pracy na etacie. Wtedy, stojąca w kącie pokoju gitara, „obrastała kurzem” nawet przez kilka tygodni. Oczywiście, w prowadzeniu własnej firmy są zajęcia mniej interesujące i nie d końca takie, które chciałbym robić – związane, na przykład, z księgowością czy stroną marketingową, ale to jest również część mojej pracy i muszę to robić sam. Gdybym mógł zamienić te nielubiane przeze mnie zajęcia na więcej projektów związanych z muzyką – zrobiłbym to bez zastanowienia.
Natalia: W swojej aktualnej działalności oferujesz dość spory wachlarz usług. Możesz je wymienić pokrótce?
Bartek: Moja działalność skupia się na lekcjach indywidualnej gry na instrumentach – tu przeważa gitara, ale jest również pianino i ukulele. Drugim, najważniejszym sektorem usług są kursy on-line. Dalej jest to temat lekcji, z tą różnicą, że jest to nauka zdalna. Uczeń pracuje wówczas na nagranych przeze mnie materiałach z danej dziedziny. Mam oczywiście z takimi uczniami kontakt mailowy, często odpowiadam na ich pytania i wątpliwości. Prowadzę również firmowy fanpage na Facebooku i kanał na YouTube. Pewnym dodatkiem jest sklep internetowy z muzycznymi gadżetami. Można w nim kupić, na przykład, taki zegar jak ten, który widzimy w tym pomieszczeniu. Proponuję usługę sesji nagraniowych dla wokalistów, które mogę opublikować na kanale AkuGranie. Realizuję także zamówienia na profesjonalne podkłady muzyczne, doradzam przy zakupie gitary, a w razie potrzeby, pomagam przy drobnych naprawach lutniczych gitar. Myślę, że znalazłoby się jeszcze kilka dodatkowych zajęć, ale te, które wymieniłem są tu najbardziej istotne.
Natalia: Zatrzymajmy się na chwilę przy temacie udzielania lekcji gry na instrumentach. Czy z perspektywy nauczyciela, każdy może nauczyć się grać na instrumencie?
Bartek: Uważam, że każdy może nauczyć się gry na instrumencie. Każdy ma jednak ku temu inne predyspozycje. Dostrzegam tu również zależność związaną z wiekiem: im uczeń jest młodszy, tym szybciej przyswaja pewną wiedzę i szybciej rozwija umiejętności. Od starszych uczniów nauka gry wymaga zdecydowanie więcej cierpliwości.
Natalia: Pamiętasz swojego pierwszego nauczyciela gry na instrumencie? Czy inspirował Cię do sposobu w jaki Ty dzisiaj prowadzisz lekcje z uczniami, czy raczej odnalazłeś w tym swój własny styl?
Bartek: Pamiętam swojego pierwszego nauczyciela. Był to oczywiście nauczyciel gry na pianinie. Pan Marek przychodził do mojego rodzinnego domu co tydzień. Graliśmy wspólnie różne utwory. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki pomagał mi opanowywać grę. Darzyłem go szacunkiem. Myślę, że sam zdecydowałem się na zostanie nauczycielem, ponieważ podświadomie chciałem być kiedyś w takiej roli jak on. Chciałem uczyć innych tak, jak ja sam byłem kiedyś uczony. Przekazywać swoją bezcenną wiedzę, którą trudno jest zdobyć samodzielnie. Myślę tu raczej o wiedzy wynikającej z doświadczenia niż o tzw. wiedzy akademickiej. W tym zajęciu, podoba mi się szczególnie tworzenie relacji nauczyciel-uczeń. Uczeń jest dla nauczyciela osobą, która chce słuchać i przyjmować przekazywaną mu wiedzę. Nauczyciel natomiast, jest dla ucznia tym, kto chce widzieć jego postępy. Praca ucznia jest podparta pracą nauczyciela. Bardzo mnie cieszy, gdy widzę postępy swoich uczniów, którzy słuchając moich rad, grają z lekcji na lekcję coraz lepiej.
Natalia: Co w prowadzeniu własnej firmy daje Ci najwięcej satysfakcji?
Bartek: Satysfakcjonujące jest to, że zniknęły wszystkie niedogodności, które „uwierały” mnie na etacie. Sam sobie jestem szefem – to dla mnie najlepsza forma pracy. Mam większy kontakt z muzyką, choć zmierzam do tego, aby było jej coraz więcej. Chcę, aby była jeszcze większą częścią mnie. Satysfakcjonujące jest to, że moja firma daje mi przestrzeń do rozwoju. Zniknęło poczucie, że stoję w miejscu, że coś mnie ogranicza. Ogromną satysfakcję sprawia mi również pozytywna informacja zwrotna od moich uczniów na temat tego, co robię, bądź wiadomości i komentarze z podziękowaniami od różnych osób, które korzystają z opublikowanych na moim kanale nagrań. Takie potwierdzenie, że to, co robię ma sens, jest bardzo istotne. W internecie nie brakuje hejterów. Sam się o tym przekonałem. Pozytywne komentarze pozwalają mi nie przejmować się zbytnio bezzasadną krytyką.
Natalia: Jaki był dla Ciebie najtrudniejszy moment związany z prowadzeniem muzycznej firmy? Zdarzyło Ci się zwątpić w sens podjętej decyzji?
Bartek: Kryzysowy moment nastąpił, gdy widziałem, że moje pierwotne cele i optymistyczne założenia finansowe, po roku prowadzenia firmy, zupełnie się nie sprawdzają. Rozwój był bardzo powolny. Bywały miesiące, gdy wszystko zdawało się stać w miejscu – przy jednoczesnym wzroście kosztów. Miałem z tyłu głowy myśl, że niedługo skończy się okres niższego ZUS. Wciąż pojawiały się nowe przepisy prawne regulujące zasady prowadzenia własnej działalności. Zacząłem wtedy zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie to będę zmuszony wrócić do pracy na etacie jako architekt, aby móc utrzymać swoją rodzinę.
Natalia: Powrót do pracy na etacie po tak ogromnym wysiłku zbudowania czegoś własnego – czy miałbyś poczucie porażki, gdyby tak faktycznie się stało?
Bartek: Firma jest moim „dzieckiem”, które sam od początku stworzyłem i któremu dużo poświęciłem. Na pewno byłoby to trudne. Kiedyś powiedziałem sobie jednak, że muszę spróbować robić to, co chcę, bo jeśli nigdy nawet nie spróbuję, to właśnie wtedy poniosę porażkę. Największą w życiu porażką jest nie próbować wcale. Wolę zatem ponieść porażkę próbując, niż odpuścić walkę o marzenia nawet się do niej nie zabierając.
Natalia: Gdybyś otrzymał dziś zaskakującą propozycję „nie do odrzucenia” typu: wielka i znana gwiazda polskiej sceny muzycznej proponuje Ci kilkumiesięczną trasę koncertową jako gitarzysta. Tygodnie w rozjazdach, porzucenie tego, czym się zajmujesz, ale duża szansa. Czas na takie przygody minął, czy nigdy nie było to w zakresie twoich zainteresowań?
Bartek: To nie jest, aż tak hipotetyczne pytanie (śmiech). Tego typu propozycja już padła. Dałem sobie dwa dni, aby przemyśleć temat, choć właściwie od razu wiedziałem jaka będzie moja decyzja. Odmówiłem. To nie moja bajka. Może kiedyś chciałem być muzykiem, który jest w trasie i koncertuje, ale dziś stawiam przede wszystkim na życie rodzinne, stabilizację i życiowy balans. Nawet gdyby przyjęcie takiej propozycji wiązało się z dużym zastrzykiem gotówki, który mógłby docelowo pomóc mi w rozwoju firmy, to wiem, że koszt mógłby okazać się zbyt duży i negatywnie odbić się na moim życiu. Koncertowy tryb życia nie jest dla mnie. Utwierdza mnie w tym przekonaniu historia pewnego muzyka, który etap grania na wielkich scenach, ma już za sobą. Aktualnie, zajmuje się on prowadzeniem własnej, muzycznej działalności i kanału edukacyjnego na YouTube – tak jak ja. W udzielonym kiedyś wywiadzie, który miałem okazję obejrzeć, powiedział, że woli wieść stabilne życie rodzinne, niż żyć w ciągłych koncertowych rozjazdach – jeść byle co, spać byle gdzie.
Natalia: Gdybyś miał uporządkować w jednym szeregu najważniejsze wartości swojego życia, na którym miejscu znalazłaby się muzyka?
Bartek: Na pewno wysoko. Musiałbym to sobie, oczywiście, wszystko na spokojnie rozplanować (śmiech), ale obstawiam, że byłoby to trzecie lub czwarte miejsce – zakładając, że bierzemy pod uwagę maksymalnie dziesięć najważniejszych wartości. Na pierwszym miejscu stawiam Boga, ponieważ nie ukrywam, że jestem człowiekiem wierzącym. Na drugim, bez wątpienia, znajduje się moja rodzina. Muzyka, choć niezwykle ważna, ustępuje im zatem miejsca w szeregu wartości, które cenię najbardziej.
Natalia: Czy w prowadzeniu działalności może odnaleźć się artystyczna dusza? Czy masz w tym wszystkim czas na tworzenie, komponowanie własnych utworów?
Bartek: Mam nadzieję, że tego czasu będzie więcej w przyszłości. W zakresie tworzenia własnych kompozycji, mamy z żoną wiele pomysłów. Karolina pisze bardzo dobre teksty. Myślę, że wspólnie moglibyśmy pracować nad czymś twórczym i ciekawym. Obecnie jest to pozamykane w szufladach i czeka na lepsze czasy. Staram się uporać z początkowym etapem prowadzenia firmy, poświęcam temu maksimum energii. Mam nadzieję, że gdy wszystko bardziej się ustabilizuje, będę mógł więcej czasu poświęcić tworzeniu i komponowaniu własnej muzyki. Na ten moment, tego czasu jest niewiele.
Natalia: Co jest twoją największą inspiracją?
Bartek: To pytanie do artysty, który jest w fazie tworzenia. Ja jestem, niestety, w przyziemnej rzeczywistości związanej z prowadzeniem firmy, więc trochę trudno odpowiedzieć mi teraz na to pytanie. Są jednak pewne treści, które bez względu na okoliczności, zawsze są dla mnie bardzo inspirujące: teksty pisane przez moją żonę, a także wiara w Boga i związana z nią muzyka uwielbieniowa.
Natalia: Czy masz jakieś muzyczne marzenia, których nadal nie udało Ci się do tej pory zrealizować?
Bartek: Tak, oczywiście. Chciałbym założyć zespół. Muzyk powinien gdzieś grać, ale oczywiście nie chodzi mi o życie w trasach koncertowych, o czym wspominałem już wcześniej. Chciałbym, aby moja żona była częścią takiego zespołu, aby ten projekt umacniał nasze więzi i nie odbierał nam czasu, który chcemy spędzać razem. Chodzi mi również o zespół ludzi, których łączą dobre relacje, wspólna muzyczna wizja i wyznawane wartości. W to marzenie świetnie wpisuje się pomysł założenia zespołu uwielbieniowego. Mam nadzieję, że kiedyś uda się je zrealizować.
Natalia: Czy uważasz się za marzyciela?
Bartek: Marzyciel kojarzy mi się bardziej z kimś, kto pozostaje na etapie myślenia, bo nie za bardzo wierzy we własne możliwości, albo uważa, że wszyscy inni mogą coś osiągnąć, a on nie. Gdybym miał się określić w jakiś konkretny sposób to użyłbym nieco innych słów: ktoś, kto ma wizję i ją realizuje – uparcie, cierpliwie i wierzy w to, że się uda. Nie ukrywam, że jako człowiek wierzący, mam w sobie przekonanie, że wszystko to, co osiągnąłem, nie zawdzięczam tylko własnym siłom. Wzbudzam w sobie wdzięczność do Boga i każdego dnia dziękuję Mu za to, że jestem właśnie w tym, a nie innym miejscu. Dziękuję Mu za to, co było, jest i za to, co z pewnością jeszcze się wydarzy.
Natalia: Co byś powiedział osobie, która bardzo chciałaby zacząć realizować w życiu swoją pasję – rozwinąć ją w także w sferze zawodowej, albo tak jak Ty, myśli o postawieniu wszystkiego na jedną kartę i chce uczynić ze swojej pasji sposób zarabiania na życie?
Bartek: Po pierwsze, nie zrażaj się osobami, które będą cię „ściągać w dół”, bo takie osoby będą pojawiały się zawsze. Były obecne także i na mojej drodze. Po drugie, zacznij już dziś. Nie odkładaj tego pierwszego kroku na bliżej nieokreślone „kiedyś”, ale małymi krokami zbliżaj się do celu. Może on być odległy nawet o pięć lat, ale czym jest właściwie te kilka lat w całym naszym życiu? Zawsze to sobie powtarzałem: czas i tak minie, a ja nie chcę być wciąż w tym samym położeniu, w którym jestem dziś. Jeśli zaczniesz już teraz, jutro będziesz o wiele bliżej celu niż ci się wydaje. To moje rady na dobry początek.
Natalia: Warto zatem podążać za marzeniami, ale nie być w tym zbyt lekkomyślnym i dobrze tą drogę zaplanować?
Bartek: Na pewno warto podążać za marzeniami. Na pewno warto planować i zachować w tym rozwagę. Ja planuję przede wszystkim po to, aby mieć długofalową wizję – nawet na kilka, kilkanaście lat. Nie dlatego, aby odhaczać kolejne punkty zrealizowanego planu, ale po to, abym nie zapomniał, po co to wszystko się w ogóle zaczęło. Jestem pewien, że gdybym nie zapisywał sobie pewnych rzeczy na mojej drodze do celu, wiele spraw mogłoby mi umknąć, a mój zapał – na początku duży, mógłby stopniowo maleć. Zapiski przypominały mi, gdzie będę jeśli nie odważę się postawić kolejnego kroku. Wizja konsekwencji pozostania w miejscu, często mobilizowała mnie o wiele bardziej, niż cel sam w sobie.
Natalia: Kończąc naszą rozmowę, chciałabym zadać Ci jeszcze jedno ważne pytanie: dlaczego właściwie muzyka?
Bartek: Muzyka jest czymś więcej niż tylko rozrywką. To coś więcej niż słowa, bo słowa czasem nie potrafią dotrzeć do nas tak, jak muzyka. Muzyka to niesamowicie nośne medium, którym można przekazać dużo więcej i dużo głębiej potraktować jakiś temat. Poza tym, muzyka to po prostu… piękno.
Natalia: Bartek, dziękuję Ci za niezwykle inspirującą rozmowę. Życzę Ci wielu sukcesów i dalszego rozwoju Twojej firmy. Mam nadzieję, że będziesz zawsze blisko związany z muzyką, którą tak bardzo cenisz i że nadal będziesz mógł spełniać swoje marzenia.